Rys. Michał Ogiński
Opowiadanie
to powstawało na pasażu między światami — tym zwykłym
codziennym i tym, nie mniej mi bliskim — metafizycznym, do którego
pomykałem aleją gwiazd, przenoszony wehikułem pióra
i dobrej muzyki.
”Wizje
chodźcie do mnie Blisko najbliżej. Zostańcie w mojej głowie
Najdziksze sny ...”
głośno i coraz głośniej dobiega mych uszu stary utwór
Budki
Suflera
— Noc komety — jakby przywołujący wizje do pokoju, gdzie
wypoczywałem w stuletnim dębowym łożu, po trudach nocnej zmiany.
Mimo komfortu pieleszy i gabarytu posłania, jak zahipnotyzowany
zacząłem podążać do innego świata.
Granicą
okazały się drzwi balkonowe. Czułem, że przechodzę przez
gwiezdne wrota, jakby do raju. Podążałem tak lekko /może sam
anioł za rękę mnie prowadził/, czyżby dlatego, że właśnie w
tym miejscu muzykę dało się słyszeć najwyraźniej. Swoją drogą,
czy to nie zadziwiające, że ludziom marzy się zbudować wehikuł,
albo wrota do innego wymiaru, odkryć jakiś sposób,
a zapominają o muzyce, która cudownie to czyni. Wspomnienia
przenoszą nas wstecz, zaś cele i marzenia prowadzą ku przyszłości.
Czyżby dając ten mały krok przez próg balkonowych drzwi,
uczyniłem wielki krok w nieznane... faktycznie niczego wielkiego nie
dokonując. Mały krok, a jakbym się znalazł wewnątrz wehikułu,
który pędził niczym pociąg Inter City. Choć sąsiad wyłączył
wieżę z powodu ciszy nocnej, muzyka dalej grała. Teraz w matriksie
tańczyłem, przeskakując po wagonach czasu i przestrzeni,
przenosząc się to tu, to tam.
W
pewnym momencie poczułem, jak ląduję na małej wysepce własnego
życia. Wehikuł przeniósł
mnie niecały kwartał wstecz, do jednego z ciepłych dni maja 2014
roku, w okolice dworca PKP Bytom. Wysiadłem i zacząłem podążać
do pobliskiej budki przydworcowego baru. Oczekując na ulubioną kawę
z cytryną, którą podawała sympatyczna właścicielka, wspominałem
czas, kiedy sporo podróżowałem pociągami. Rozmyślając,
uświadamiałem sobie, jak ważne to było miejsce w czasach
młodzieńczych wojaży, czy później w stabilnym życiu. Wypicie ze
styropianowego kubeczka prawdziwej kawy z odrobiną cukru, z rana, na
siedząco, w oczekiwaniu na pociąg do domu, po trudach nocnej
służby, sprawiało prawdziwą radość. Zadumę chwilowo przerwał
miły głos właścicielki „kawa gotowa proszę pana". Wziąłem
zamówioną kawę, podziękowałem i usiadłem do stolika, by zacząć
się nią delektować. Czas sunął wolno, niczym pociąg osobowy
Kolei Śląskich, który właśnie ruszał z peronu pobliskiego
dworca, o czym trzeszczały megafony. Ktoś chyba zamówił fasolkę
po bretońsku, bo zapach uniósł się w całym barze —
zasmakowałem w myślach i kontynuowałem wspominki... Fasolka
serwowana w barkach dworcowych i Wagonach Wars, niby nic
nadzwyczajnego, a jakże cudnie smakowała w podróży. Sporo stracił
w życiu, kto nie zaznał tej przyjemności. Posiłki na dworkach,
jednak częściej na dworcach lub wprost na dworze, wpisywały się w
los podróżnika.
Nie
będę wróżył
z fusów, powiem wprost: kawa dopita, jednak moja podróż między
światami trwa..."Rydlowski
cud"
już
pędzi naprzód, przenosząc mnie dalej i dalej. Tym razem wysiadłem
na bytomskim deptaku – ulicy Dworcowej, nazwanej tak zapewne od
miejsca, w którego pobliżu się znajduje. Urokiem tego miejsca
można się wręcz zachłysnąć, zatracić właśnie w czasie i
przestrzeni. Z oddali dobiega dźwięk akordeonisty grającego z
cicha na trzy czwarte – ulokował się pewnie w bramie podwórka,
którejś z kamieniczek. Widok i muzyka z dwudziestolecia
międzywojennego. W jej rytm poszczekuje mechaniczny szczeniaczek,
nawołujący przechodniów, by wspomogli artystę i wrzucili do
kraciastej czapki z daszkiem parę złotych /najlepiej z papiera/.
Nieopodal przesiaduje młoda kontestacja, momentami „dusząc kota”,
przy dźwiękach gitary nastrajanej iPodem i to niezbyt często – w
końcu nie sztuka na nastrojonej grać. Mimo to, ów instrument, ku
mojemu zdziwieniu niemal zawsze jakimś cudem wydawał z siebie
sympatyczne melodie z różnych okresów. Od czasu do czasu muzykę
przygłuszał przejeżdżający tramwaj lub pociąg z pobliskiego
dworca PKP. Głośniejszy wtedy stawał się turkot kół tur- tur,
tur-tur…
Wszystkiemu
z oddali, przypatrywał się pomnik świetlika baśniowego, o którym
jeden z moich znajomych żartem mówił, że ktoś dla mnie go
wystawił — sugerując podobieństwa. Dla mnie jednak ten pomnik
wyglądał na samego Christiana Andersena, który zastygł,
rozkoszując się przepełniającym to miejsce aromatem i tym, co
wokół niego się dzieje. Jakby dumał nad kolejną baśnią ukrytą
jeszcze pod cudownym cylindrem. Tylko patrzeć, jak za chwilkę, spod
płaszcza wyciągnie pióro i papier, by o tym napisać.
Idąc,
płytką po płytce, tą cudną ulicą, w kierunku dworca PKP, daje
się dostrzec piękno, ale też zaniedbanie zabytkowych kamieniczek.
Widać wiele ciał – nie koniecznie niebieskich – podążających
w spódniczkach,
obdarowujących urokliwym uśmiechem i stukających obcasami o
chodnik do rytmu bogato zróżnicowanej muzyki. Ach... to trzeba
poczuć w sobie... to trzeba przeżyć.... A gdy zbliża się wieczór
i znikają muzycy, nawet ci ze skrzypcami, czy katarynką,
właściciele zamykają swoje sklepiki i gwar przechodniów ustaje.
Wtedy, zapalają się światła latarni i daje się dostrzec tylko
zakochane pary płonące miłością, zatrzymujące się na chwilę,
by zatonąć w namiętnym uścisku. Cudowne to uczucie: - da Bóg,
może i mnie kiedyś będzie dane je przeżyć. Nieszczęsna
samotność towarzyszyła mi w podróży, nie mniej byłem dobrej
myśli, że “koszmar minie i znikną duszne sny”'.
Dzieląc
się opowiadaniem z wami, otworzyłem sobie wrota w drogę powrotną
do stuletniego dębowego łoża, w którym
wypoczywałem po trudach nocnej zmiany. W jednej chwili na dźwięk
międzywymiarowego pociągu znalazłem się w moim pokoju. Niczym
Robinson Crusoe, wyrzucony nagle na wyspę. Z nadzieją, że kolejnym
razem odnajdę w mej podróży prawdziwą miłość, podobnie jak
Robinson, wziąłem tylko pióro i na kartkach papieru, przy świetle
świec, w kąciku pracowni, spisałem uczucia.
Ekspres
do szczęścia znów
odjechał. Zaparzyłem poranną kawę.
Tekst
napisano: Bytom 2014 r.
Wersja
z 2014 r. poprawiona przez autora w Bytomiu 01. 05. 2020 r.
Korekta:
Bogdan
Wachowicz
Szczygłowice
07.05.2020 r
Opublikowano: Antologia ( 2020 ) W szufladzie poetyckich słów