poniedziałek, 27 lipca 2020

EKSPRES DO SZCZĘŚCIA



                                                                      Rys. Michał Ogiński

Opowiadanie to powstawało na pasażu między światami — tym zwykłym codziennym i tym, nie mniej mi bliskim — metafizycznym, do którego pomykałem aleją gwiazd, przenoszony wehikułem pióra i dobrej muzyki.
Wizje chodźcie do mnie Blisko najbliżej. Zostańcie w mojej głowie Najdziksze sny ...” głośno i coraz głośniej dobiega mych uszu stary utwór Budki
Suflera — Noc komety — jakby przywołujący wizje do pokoju, gdzie wypoczywałem w stuletnim dębowym łożu, po trudach nocnej zmiany. Mimo komfortu pieleszy i gabarytu posłania, jak zahipnotyzowany zacząłem podążać do innego świata.
Granicą okazały się drzwi balkonowe. Czułem, że przechodzę przez gwiezdne wrota, jakby do raju. Podążałem tak lekko /może sam anioł za rękę mnie prowadził/, czyżby dlatego, że właśnie w tym miejscu muzykę dało się słyszeć najwyraźniej. Swoją drogą, czy to nie zadziwiające, że ludziom marzy się zbudować wehikuł, albo wrota do innego wymiaru, odkryć jakiś sposób, a zapominają o muzyce, która cudownie to czyni. Wspomnienia przenoszą nas wstecz, zaś cele i marzenia prowadzą ku przyszłości. Czyżby dając ten mały krok przez próg balkonowych drzwi, uczyniłem wielki krok w nieznane... faktycznie niczego wielkiego nie dokonując. Mały krok, a jakbym się znalazł wewnątrz wehikułu, który pędził niczym pociąg Inter City. Choć sąsiad wyłączył wieżę z powodu ciszy nocnej, muzyka dalej grała. Teraz w matriksie tańczyłem, przeskakując po wagonach czasu i przestrzeni, przenosząc się to tu, to tam.
W pewnym momencie poczułem, jak ląduję na małej wysepce własnego życia. Wehikuł przeniósł mnie niecały kwartał wstecz, do jednego z ciepłych dni maja 2014 roku, w okolice dworca PKP Bytom. Wysiadłem i zacząłem podążać do pobliskiej budki przydworcowego baru. Oczekując na ulubioną kawę z cytryną, którą podawała sympatyczna właścicielka, wspominałem czas, kiedy sporo podróżowałem pociągami. Rozmyślając, uświadamiałem sobie, jak ważne to było miejsce w czasach młodzieńczych wojaży, czy później w stabilnym życiu. Wypicie ze styropianowego kubeczka prawdziwej kawy z odrobiną cukru, z rana, na siedząco, w oczekiwaniu na pociąg do domu, po trudach nocnej służby, sprawiało prawdziwą radość. Zadumę chwilowo przerwał miły głos właścicielki „kawa gotowa proszę pana". Wziąłem zamówioną kawę, podziękowałem i usiadłem do stolika, by zacząć się nią delektować. Czas sunął wolno, niczym pociąg osobowy Kolei Śląskich, który właśnie ruszał z peronu pobliskiego dworca, o czym trzeszczały megafony. Ktoś chyba zamówił fasolkę po bretońsku, bo zapach uniósł się w całym barze — zasmakowałem w myślach i kontynuowałem wspominki... Fasolka serwowana w barkach dworcowych i Wagonach Wars, niby nic nadzwyczajnego, a jakże cudnie smakowała w podróży. Sporo stracił w życiu, kto nie zaznał tej przyjemności. Posiłki na dworkach, jednak częściej na dworcach lub wprost na dworze, wpisywały się w los podróżnika.
Nie będę wróżył z fusów, powiem wprost: kawa dopita, jednak moja podróż między światami trwa..."Rydlowski cud" już pędzi naprzód, przenosząc mnie dalej i dalej. Tym razem wysiadłem na bytomskim deptaku – ulicy Dworcowej, nazwanej tak zapewne od miejsca, w którego pobliżu się znajduje. Urokiem tego miejsca można się wręcz zachłysnąć, zatracić właśnie w czasie i przestrzeni. Z oddali dobiega dźwięk akordeonisty grającego z cicha na trzy czwarte – ulokował się pewnie w bramie podwórka, którejś z kamieniczek. Widok i muzyka z dwudziestolecia międzywojennego. W jej rytm poszczekuje mechaniczny szczeniaczek, nawołujący przechodniów, by wspomogli artystę i wrzucili do kraciastej czapki z daszkiem parę złotych /najlepiej z papiera/. Nieopodal przesiaduje młoda kontestacja, momentami „dusząc kota”, przy dźwiękach gitary nastrajanej iPodem i to niezbyt często – w końcu nie sztuka na nastrojonej grać. Mimo to, ów instrument, ku mojemu zdziwieniu niemal zawsze jakimś cudem wydawał z siebie sympatyczne melodie z różnych okresów. Od czasu do czasu muzykę przygłuszał przejeżdżający tramwaj lub pociąg z pobliskiego dworca PKP. Głośniejszy wtedy stawał się turkot kół tur- tur, tur-tur…
Wszystkiemu z oddali, przypatrywał się pomnik świetlika baśniowego, o którym jeden z moich znajomych żartem mówił, że ktoś dla mnie go wystawił — sugerując podobieństwa. Dla mnie jednak ten pomnik wyglądał na samego Christiana Andersena, który zastygł, rozkoszując się przepełniającym to miejsce aromatem i tym, co wokół niego się dzieje. Jakby dumał nad kolejną baśnią ukrytą jeszcze pod cudownym cylindrem. Tylko patrzeć, jak za chwilkę, spod płaszcza wyciągnie pióro i papier, by o tym napisać.
Idąc, płytką po płytce, tą cudną ulicą, w kierunku dworca PKP, daje się dostrzec piękno, ale też zaniedbanie zabytkowych kamieniczek. Widać wiele ciał – nie koniecznie niebieskich – podążających w spódniczkach, obdarowujących urokliwym uśmiechem i stukających obcasami o chodnik do rytmu bogato zróżnicowanej muzyki. Ach... to trzeba poczuć w sobie... to trzeba przeżyć.... A gdy zbliża się wieczór i znikają muzycy, nawet ci ze skrzypcami, czy katarynką, właściciele zamykają swoje sklepiki i gwar przechodniów ustaje. Wtedy, zapalają się światła latarni i daje się dostrzec tylko zakochane pary płonące miłością, zatrzymujące się na chwilę, by zatonąć w namiętnym uścisku. Cudowne to uczucie: - da Bóg, może i mnie kiedyś będzie dane je przeżyć. Nieszczęsna samotność towarzyszyła mi w podróży, nie mniej byłem dobrej myśli, że “koszmar minie i znikną duszne sny”'.
Dzieląc się opowiadaniem z wami, otworzyłem sobie wrota w drogę powrotną do stuletniego dębowego łoża, w którym wypoczywałem po trudach nocnej zmiany. W jednej chwili na dźwięk międzywymiarowego pociągu znalazłem się w moim pokoju. Niczym Robinson Crusoe, wyrzucony nagle na wyspę. Z nadzieją, że kolejnym razem odnajdę w mej podróży prawdziwą miłość, podobnie jak Robinson, wziąłem tylko pióro i na kartkach papieru, przy świetle świec, w kąciku pracowni, spisałem uczucia.
Ekspres do szczęścia znów odjechał. Zaparzyłem poranną kawę.

Tekst napisano: Bytom 2014 r.
Wersja z 2014 r. poprawiona przez autora w Bytomiu 01. 05. 2020 r.
Korekta:
Bogdan Wachowicz
Szczygłowice 07.05.2020 r 

Opublikowano: Antologia ( 2020 ) W szufladzie poetyckich słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

JESIENNA NOC W WIGWAMIE

  Rys. Michał Ogiński Kalendarz z pięknym widokiem chaty w górach na tle zachodu słońca, wiszący na ścianie pokoju służącego mi za pracownię...